Strony

środa, 11 lipca 2018

Beyond The Grid z Robertem Kubicą - rozmowa jakiej jeszcze nie było...

         'Chciałem poprawić się jako kierowca ... ale zapłaciłem zbyt wysoką cenę' - taki, niezwykle zresztą wymowny, tytuł nosi II odcinek oficjalnego podcastu Formula 1 - Beyond The Grid. 
          Bohaterem tego odcinka jest nasz Robert Kubica. Przeczytajcie i wysłuchajcie zapis tej niespotykanie szczerej rozmowy Tom'a Clarkson'a z kierowcą rozwojowym zespołu Williams Martini Racing.

Pierwsze kroki - karting...

W latach 90 przypadek sprawił, że Kubica związał się ze sportami motorowymi: To jest zabawna historia. Nikt z mojej rodziny nie był zaangażowany w motorsport, choć mój ojciec jest fanem wyścigów. Sam zdobył prawo jazdy dość późno, mając 25 czy 26 lat, bo wcześniej nie miał pieniędzy, by kupić samochód. O tym, że zostałem kierowcą w F1 zadecydowało kilka czynników. Na pewno pasja ojca sporo pomogła, bo gdy zaczynałem przygodę z kartingiem, jednym z moich mocnych punktów było to, że mój ojciec wiedział, co należy robić, a co trzeba odpuścić. Karting w Polsce nie był popularny i nigdy nie zrobiłby mi malowania kasku. Mówił, że w ten sposób oszczędzi pieniądze i będzie mógł mi kupić dwa komplety opon więcej, co pomoże mi w staniu się lepszym kierowcą. Przez dwa lata jeździłem w białym kasku co stało się moim znakiem rozpoznawczym - powiedział 33-latek.

Ogromny wpływ na początki Roberta w motorsporcie miał jego ojciec - Artur: Mój ojciec wiedział, że jestem dobry, ale nigdy mi tego nie powiedział. Pewnego dnia mieliśmy wyścig we Włoszech. W głowie miałem, że chcę się dostać do finałów. Miałem 14 lat, żadnych sponsorów na kasku, na kombinezonie. Biały kask, biały gokart. Nie było na nim niczego. Inni chłopacy, zwłaszcza z Włoch, wyglądali jak kierowcy z F1. Mieli ozdobione kaski, stroje. Nie patrzyłem na czasy. Nie mogłem ryzykować w treningach, bo miałem tylko dwa silniki i nie mogłem niczego zepsuć, bo zabrakłoby mi części na wyścig. Były dwie sesje kwalifikacyjne, ukończyłem pierwszą na piątym miejscu. Na długiej prostej startowej dławiłem silnik, by go oszczędzić. Podczas jednego z okrążeń zapomniałem to zrobić i pamiętam ojca krzyczącego i przeklinającego po drugiej stronie padoku. Z jednej strony wiedziałem, że zawiodłem. Z drugiej, cieszyłem się z osiągniętego wyniku. W drugich kwalifikacjach, choć nie miałem nowych opon, poprawiłem wynik i zdobyłem pole position - dodał Kubica.

Nico Rosberg...


Obecnie Robert Kubica pozostaje w bardzo dobrych relacjach z Nico Rosbergiem. Pod koniec ubiegłego roku Niemiec dołączył nawet do sztabu managerskiego naszego kierowcy, by w ten sposób pomóc mu w powrocie do F1. Mistrz Świata F1 z 2016 roku był również w swojej karierze kierowcą zespołu Sir Franka Williamsa.

Znajomość obu kierowców sięga początków kariery Kubicy - czasów kartingu. W tamtym okresie Polak był nieoficjalnym testerem Niemca. To on odpowiadał za przygotowanie silników do jego gokartach. Dlatego po latach mocno zabolała go opinia jakoby na tym etapie kariery to Nico był najbardziej utalentowanym kierowcą...

Pamiętam, ze kilka lat temu ukazał się wywiad z Dino Chiesą, który jest jedną z najważniejszych osób w kartingu. Byłem smutny gdy stwierdził, że Nico był lepszy od wszystkich pod względem technicznym. Prawda jest jednak taka, że to ja wykonywałem całą pracę. Nico tylko przyjeżdżał na wyścigi i robił to co my ustaliliśmy podczas testów. Nie wiem, dlaczego byłem tak dobry technicznie. Na pewno byłem zawzięty. Mój ojciec nie miał związku z motorsportem. Słyszałem wiele historii o Maxie Verstappenie i wydaje mi się, że nasze losy są dość podobne. Ojciec Maxa też był dla niego dość szorstki. U mnie było identycznie. Gdy się ścigałem we Włoszech, to mój ojciec nie miał nawet prawa wstępu do namiotu. Zostawał na trybunach. Praktycznie mieszkałem w fabryce, miałem 14 lat i szybko musiałem sobie radzić sam. To była dobra i cenna lekcja - wyjaśnił Kubica

Co ciekawe Robert, jako dziecko, nie myślał nawet o tym, iż starty w kartingu moga doprowadzić go do świata F1:  Na pewnym etapie Formuła 1 nie była moim celem. W polskiej telewizji nawet nie było transmisji, więc jej nie śledziłem szczególnie. Gdy ojciec powiedział mi, że będziemy startować w Formule Renault, to zacząłem płakać. Nie chciałem opuszczać kartingu. To było całe moje życie. Wszystko, co było z nim związane było przyjemnością - dodał.
Pierwsza kontuzja...

Kariera Kubicy od początku naznaczona była kontuzjami. Gdy dotarł on do Formula 3, jego dalsze starty stanęły pod znakiem zapytania. Wszystko z powodu wypadku drogowego, do którego doszło w Polsce.

To był kwiecień. Miałem wypadek drogowy w Polsce. Byłem pasażerem, mocno połamałem prawe ramię. Inny kierowca jechał za szybko, nie zatrzymał się na znaku stop. Wypadliśmy z drogi. Tyle, że w tym miejscu była mierząca 40 metrów skarpa. Opuściłem pierwsze trzy wyścigi w F3. Wróciłem do rywalizacji na Norisingu i nadal miałem usztywnioną rękę. Straciłem wtedy sporo czasu, bo w Polsce nikt nie chciał mnie zoperować. Do mojego ramienia włożono 8 kg różnej maści żelastwa, by rozciągnąć kości. To był koszmar. W pewnym momencie przyszli nawet z piłą, taką jak używa się w warsztacie. Rozwiercili ramię, zrobili coś co przypominało most. Byłem w takim stanie 10 dni. Aż w końcu polecieliśmy do Włoch do Formula Medicine. Tam miałem rehabilitację, ćwiczyłem rękę. Później, od razu wygrałem w pierwszym wyścigu - zdradził krakowianin.

Testy dla Renault Sport F1 Team

Robert konsekwentnie podnosił swoje umiejętności, co doprowadziło go do World Series by Renault. W tej kategorii wyścigowej w roku 2005 zdobył tytuł mistrzowski. W nagrodę Francuzi zorganizowali mu testy samochodem F1: To był najlepszy samochód F1, jakim kiedykolwiek jeździłem. Jeździliśmy korzystając z silnika V10, ale był skręcony, praktycznie pozbawiony dwóch cylindrów, bo takie jednostki miały wejść od nowego sezonu. Zapomniałem jednak wtedy przełączyć tryb pracy silnika w jakimś fragmencie toru i pojechałem z pełną mocą. To było coś niesamowitego - opowiada Kubica.

Próbne jazdy z Renault nie przyniosły Kubicy podpisania kontraktu z francuskim zespołem, ale były szansą pokazania się w nowym świecie. Ostatecznie doprowadziły one do podpisania umowy z BMW Sauber.

Testy odbywały się w Barcelonie. To był stary układ toru, gdzie ostatni zakręt był bardzo szybki. Daniele Morelli, pełniący wtedy funkcję mojego menadżera widział, że jestem przerażony. Zapytał mnie o co chodzi. Odpowiedziałem mu, że nie dam rady. Potem jednak wsiadłem do auta i zrobiłem to. Wyszło dobrze. Miałem szczęście, że jechałem tym modelem. On był zbudowany pod Fernando Alonso, a później odkryłem, że mamy podobny styl jazdy na oponach Michelin. Już miesiąc później, gdy podpisałem umowę z BMW Sauber, zdałem sobie sprawę jakim byłem szczęściarzem. Jeździłem ich pojazdem z 2005 roku. Ten sam tor. Tyle, że miesiąc później. Jechałem jak amator. Nie byłem w stanie nic zrobić. Blokowałem koła, nie potrafiłem hamować - zdradził Kubica.

Kanada - z piekła do nieba...

W BMW Sauber polski kierowca początkowo był rezerwowym, aż w połowie sezonu 2006 zastąpił zawodzącego Jacquesa Villeneuve'a. Rok później, podczas wyścigu w Kanadzie, przeżył fatalny wypadek. Rozbił się o betonową ścianę przy ogromnej prędkości, a z jego auta pozostała niemal sama klatka bezpieczeństwa: Doskonale wiem, że miałem wtedy ogromne szczęście - mówi Kubica.

Ostatecznie Robert doznał lekkich obrażeń i pauzował tylko w jednym wyścigu (USA), po czym powrócił do rywalizacji: Lekarze obudzili mnie o 4 rano, by wykonać podstawowe badania. Mówiłem, że nic mi nie jest, a oni na to, że to niemożliwe. Lekarz widział ten wypadek, więc stwierdził, ze musi powtórzyć badania. Potem przyznał mi rację. Miałem lekkie skręcenie kostki w prawej nodze. Byłem w stanie chodzić. Wziąłem tylko kilka leków przeciwbólowych. Generalnie, to większy ból odczuwałem na pierwszych testach po przerwie zimowej niż po tym wypadku - dodał.

33-latek nie ukrywa, że w tamtym zdarzeniu bardzo pomógł mu HANS, czyli system, który odpowiada za ochronę głowy i kręgów szyjnych kierowcy: To był drugi rok, gdy w F1 obecny był system HANS. Bez niego, byłoby dużo gorzej. Zaliczyłbym 'game over', pocałowałbym kierownicę przy 250 km/h. Gdyby ten wypadek wydarzył się 10 lat wcześniej, to byśmy nie rozmawiali. To uratowało moje życie - stwierdził.

Los odpłacił jednak Kubicy, bo w sezonie 2008 na torze im. Gillesa Villeneuve'a w Montrealu odniósł swoje pierwsze i jedyną jak do tej pory zwycięstwo w F1. Był to też pierwszy sukces BMW Sauber F1 Team w królowej motorsportu: Najlepszy dzień w moim życiu, ale też jeden z najgorszych. Wygraliśmy wyścig, ale wiedzieliśmy, że nie będziemy już rozwijać samochodu. BMW było jak korporacja. Ich celem było wygranie wyścigu i to zrobili. Dlatego BMW chciało się skupić na kolejnym sezonie, w którym wchodził KERS, a oni byli zafiksowani na jego punkcie. Na konferencji prasowej mówiłem, że nadal musimy cisnąć i się rozwijać. Byłem liderem mistrzostw, wygrałem wyścig, a padły takie słowa. To się często nie zdarza - podsumował Kubica.

Feralny Ronde di Andora...


BMW pod koniec 2009 roku wycofało się z F1 w związku ze słabymi wynikami i chęcią cięcia kosztów. Dla Kubicy oznaczało to konieczność szukania nowego pracodawcy. Wybór padł na Renault.

Ludzie dziwili się, dlaczego przechodzę do Renault, skoro mogłem podpisać kontrakt z Toyotą, a dwa lata później i oni wycofali się z F1. Tyle, że po przygodach z BMW miałem dość takiej korporacji. Pobyt w Renault to było 10 najlepszych miesięcy mojej pracy w F1. Moja reputacja po tym sezonie była większa niż wielu osobom może się wydawać. To był jakiś kosmos - powiedział Krakowianin.

Życie Roberta Kubicy zmieniło się diametralnie na początku lutego 2011 roku. Kontrakt z Renault nie posiadał klauzuli zabraniającej mu udziału w innych seriach. Robert wybrał rajdy, a występ w Ronde di Andora zakończył się dla niego fatalnie. Polak uderzył z ogromną prędkością w źle zamontowaną metalową barierę, która przebiła na wylot karoserię auta naszego kierowcy. Robert bardzo długo znajdował się w stanie krytycznym, zagrażającym życie, a zespół lekarzy walczył o to aby nie amputować mu prawego przedramienia.

Szukałem czegoś poza światem F1, co uczyniłoby mnie lepszym kierowcą, a tego inni kierowcy nie robili. Ciągle myślę, że w 2010 roku zdobyłem więcej punktów w pewnych sytuacjach niż zdobyłbym bez rajdów. Wiele razy zostawałem na oponach typu slick na torze i dzięki temu zyskiwałem pozycje. To jest coś, czego się nie widzi. Tylko ja potrafię to ocenić. Tak, zapłaciłem za to ogromną cenę. Nadal ją płacę. Rajdy nie były tylko dla zabawy. Chciałem być lepszym kierowcą. Rajdy w tym pomagały, bo w każdym momencie czegoś mnie uczyły. Nie byłem zadowolony z moich umiejętności. Chciałem czegoś więcej. Rajdy mi to dawały. Problem w tym, że wystawiły mi za to sporą cenę - uzasadnił decyzję o swoich startach w rajdach.

Kubica po latach zdradza, że start w Ronde di Andora miał być jego ostatnim rajdem i zakończyć ten rozdział motorsportowej przygody: To miał być mój ostatni rajd. Wiedziałem, że zespół, w którym będę jeździł od kolejnego sezonu, nie pozwoli mi na starty w rajdach. Okoliczności były dziwne. Zaoferowano mi występ, bo zespół obsługujący moją rajdówkę czuł się winny za usterki, jakie mieliśmy we wcześniejszych imprezach. Podczas testów F1 w Walencji obudziłem się i stwierdziłem, że nie chcę w nim brać udziału. Przekazałem to przez telefon, a oni byli podekscytowani. Twierdzili, że wszystko jest już zorganizowane. Dlatego nie chciałem im odmawiać - stwierdził.

Maranello...


Wypadek Roberta przekreślił jego szanse na kontrakt z włoskim zespołem. W czerwonym samochodzie Polak mógł podbić świat F1: To nie jest nic nowego. W 2012 rok miałem jeździć w Ferrari z Fernando Alonso. Byłem w Maranello już kilka lat wcześniej, ale nie wolno mi było o tym mówić. Fernando chyba o tym nie wiedział. Nie miałem tam zarabiać wielkich pieniędzy, one byłyby mniejsze niż w BMW czy Renault - mówi szczerze krakowianin.

Polak nie ukrywa, że w pierwszych tygodniach po wypadku nawet nie myślał o tym, że przeszła mu obok nosa tak ogromna szansa, jaką byłoby reprezentowanie barw Scuderii Ferrari w F1: Świadomość, że miałem jeździć w Ferrari, nie pogarszała mojej sytuacji psychicznej. Bo pierwsze miesiące rehabilitacji i tak były bardzo ciężkie. Walczyłem każdego dnia. Na tym byłem skupiony. Im więcej czasu mijało, tym bardziej to bolało. Gdy oglądałem wyścigi F1, to żałowałem, że mnie tam nie ma. Brakowało mi ścigania. Nigdy nawet nie pomyślałem o tym, że nie jeżdżę konkretnym samochodem - dodał.

Rekonwalescencja i powrót i F1

Kubica w ciszy dochodził do pełnej sprawności. Nie pojawiał się na wyścigach, przeszedł szereg operacji: Nikt nie wie, ile ich było. Więcej niż mamy wyścigów w jednym sezonie F1. Zdarzały się również takie, które były nieudane - wspomniał.

Ostatecznie w roku 2017 podjął się próby powrotu do F1. Pomocną dłoń w jego kierunku wyciągnęło Renault, które zorganizowało mu testy w samochodzie z 2012 roku. Pierwsze odbyły się na Circuit Ricardo Tormo w Valencii, drugie we francuskim Le Castellet na Circuit Paul Ricard.

Ze względu na moje ograniczenia muszę robić wiele rzeczy inaczej, ale to nie znaczy, że nie mogę ich robić w ogóle. W zeszłym roku wiele osób pytało czemu tak późno zdecydowałem się na powrót do F1. Nawet Sebastian Vettel to robił. Po prostu, nie byłem gotowy. Byłem zdolny na starty w rajdach. To była moja rehabilitacja, choć bolesna. Wcześniej nie byłem gotów na próbę powrotu do F1. Pojawiłem się któregoś razu na DTM w Valencii. Ten sam tor, który zapamiętałem z testów F1. To było bolesne. Jazda mi się podobała, ale po powrocie do hotelu wszystkie myśli zaczęły wracać. Dlatego postawiłem na rajdy. Chciałem drastycznej zmiany. Nikt mnie tam nie znał, ja też nikogo nie znałem - powiedział.

Kubica nie ukrywa, że latem ubiegłego roku był dość pewien swoich umiejętności i szybko zadomowił się za kierownicą F1: Pierwsze co powtarzałem szefom Renault, a następnie Williamsa, to że muszą być pewni, że tego chcą. Po drugie. Uważałem, że jestem w stanie to zrobić. Tyle, że ze względu na moje ograniczenia muszę to pokazać. To była sytuacja na dwa uda. Uda się albo się nie uda - dodał.

Merci Renault, merci Renault...


Testy starszym modelem samochodu wypadły na tyle korzystnie, że Renault postanowiło kontynuować współpracę z polskim kierowcą. Tym bardziej, że kiepskie wyniki w sezonie 2017 notował Jolyon Palmer. Dlatego też Kubica dostał kolejną szansę. Wziął udział w oficjalnych testach F1 ma węgierskim torze Hungaroring. Tam do dyspozycji miał model z 2017 roku.
Nie czułem, że to gest z ich strony za wcześniejszą współpracę. Gdyby tak było, to bym na to nie przystał. Przyspieszenie tego wszystkiego, to co się zaczęło dziać po testach z Renault, nie było planowane. To był bardzo intensywny okres. Pewna osoba powiedziała mi, że Renault nie wzięło mnie, bo w jednym z zakrętów puszczałem kierownicę prawą ręką. Odpowiedziałem, że jeśli dostrzegają tylko to, to znaczy, że dobrze ukrywam swoje ograniczenia. Muszę być szczery ze wszystkimi wokół. Na pierwszym spotkaniu z Cyrilem Abiteboulem i Alanem Permanem powiedziałem im, że nie mogę nic zagwarantować. Oni stwierdzili, że mam tyle opon i sto okrążeń przed sobą, że mam spróbować. Byłem szczery i powiedziałem, że może być tak, że po paru godzinach odpuszczę - zdradził Kubica.

Polak jest zdania, że niewiele zabrakło, by Francuzi zaoferowali mu regularną jazdę w F1. Ostatecznie ekipa z Enstone sięgnęła po znacznie młodszego Carlosa Sainza Jr: Ciągle uważam, że w Renault były osoby, które były skłonne uczynić mnie z powrotem kierowcą wyścigowym. Był jeden problem. Gdybym miał się ścigać samochodem z 2012 roku, nie byłoby żadnych kłopotów. Dałbym radę. Na Węgrzech wskoczyłem do najnowszej generacji pojazdu F1. I wszyscy patrzyli na moje ramię. Gdybym wypadł z toru, to nie dlatego, że każdemu ma się to prawo zdarzyć i zdarza się, ale z powodu mojej ręki. Musiałem zrobić krok w tył. Nauczyć się wszystkiego. Zapomnieć o tym, co pamiętałem z dawnych czasów F1. Bo obecne samochody są znacznie inne. Prowadzą się inaczej, są szersze. Na Węgrzech byłem niczym debiutant - dodał krakowianin.

Kubica jest zdania, że gdyby Francuzi mieli więcej czasu i cierpliwości, to byłby im w stanie zademonstrować swoją wartość: Jednym z moich mocnych punktów były długie przejazdy. Czułem, że gdybym jechał wyścig tym samochodem tydzień później, to skończyłbym go w punktach. Tyle, że to były moje pierwsze okrążenia. Nie znałem opon, samochodu. A potem pojawiały się zarzuty, że nie jestem w stanie fizycznie wytrzymać trudów jazdy. W niektórych aspektach jestem lepszy niż byłem w 2010 roku. Ze względu na moje ograniczenia, muszę robić więcej niż inni. Muszę być od nich lepszy. To było kluczowe, gdy Williams zaproponował mi rolę testera. Dzięki temu dostałem czas w samochodzie - podsumował Polak.

Ostatecznie przygoda z Renault doprowadziła do tego, że po Kubicę zgłosił się Williams. Zimą Polak był o krok od podpisania kontraktu z zespołem z Grove. Na posezonowych testach w Abu Zabi z bardzo dobrej strony pokazał się jednak Siergey Sirotkin. Wsparcie rosyjskich sponsorów sprawiło, że ostatecznie Williams postawił na rosyjskiego kierowcę.

Plany, marzenia, cele na przyszłość...

W tym roku Kubica wrócił do padoku. Polak został kierowcą rezerwowym i rozwojowym Williamsa. Na tym marzenia Polaka się jednak nie kończą. 33-latek nie ukrywa, że kolejnym krokiem w jego karierze ma być powrót do roli etatowego kierowcy w F1.

Chcę być na polach startowych w przyszłym roku. Nie wiem w czyich barwach. Nie wiem też, co muszę zrobić, by przekonać któryś z zespołów. W tych rozmowach często zapominamy, że motorsport to dyscyplina sportu jak każda inna. On wymaga treningu, jak chociażby tenis. Im częściej coś ćwiczysz, tym bardziej naturalne się to staje. To jak z sięganiem po kubek z wodą. Nie robisz afery z tego, że pijesz wodę - stwierdził Polak.

Williams w tym roku tylko cieniem zespołu z przed lat i cały czas boryka się z ogromnymi problemami. Po dziesięciu rundach sezonu zajmuje ostatnie miejsce w klasyfikacji konstruktorów i niewiele wskazuje na to aby jego sytuacja uległa diametralnej zmianie w najbliższym czasie. Robert, w  dyplomatyczny sposób, stara się nie oceniać etatowych kierowców swojego zespołu, nie wie również czy notowałby od nich lepsze wyniki: Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czy radziłbym sobie lepiej niż Lance Stroll czy Sergey Sirotkin. Na pewno w Barcelonie zaliczyłem dobry trening. Trzeba byłoby zapytać zespół, czy są ze mnie zadowoleni. Myślę, jednak że to było ważne. Nie tylko dla mnie, ale też dla tych, którzy pod koniec ubiegłego roku po testach w Abu Dhabi uważali, że byłem o sekundę wolniejszy od reszty - zakończył.

          Poniżej oryginalny zapis audio rozmowy Roberta z Tomem Clarkosnem w II odcinku  Beyond The Grid... Tej niesłychanie szczerej 'spowiedzi' naszego kierowcy nie może przegapić żaden kibic Roberta Kubicy. 'Kubica still 'paying a price' for desire to improve' - polecamy...


źródło: Beyond The Grid, WP Sportowe Fakty

AKTUALIZACJE


GALERIA