środa, 14 czerwca 2017

"Siła woli Roberta Kubicy przerosła moją wyobraźnię..."

          "Jak ktoś ma głowę wypełnioną marzeniami, to według mnie powinien oceniać szanse Roberta Kubicy na powrót do F1 na 70 procent. A realista - na 10. Jak dla mnie lepiej żyć marzeniami..." niezwykle interesująca rozmowa Grzegorza Wojnarowskiego z redakcji WP Sportowe Fakty z cenionym dziennikarzem motoryzacyjnym Włodzimierzem Zientarskim.
        Na wstępie tej ciekawej rozmowy należy przypomnieć, iż wcześniej, obaj Panowie bardzo sceptycznie wyrażali się na temat możliwości powrotu Roberta do F1, a możliwość taką oceniali jako mało prawdopodobną. Co sądzą dzisiaj, jak na tą chwilę oceniają te szanse, czy zmienili zdanie?... Przekonajcie się sami, zapraszamy do lektury.

Grzegorz Wojnarowski: Który z nas pierwszy uderza się w pierś?
Włodzimierz Zientarski, dziennikarz motoryzacyjny, komentator F1: "W telewizji powiedziałem, że powinienem iść na kolanach do Częstochowy. Bardzo długo wierzyłem, że Kubica wróci do Formuły 1, ale kiedy zobaczyłem, że jego plany palą na panewce, stwierdziłem, że jednak nie da rady. Prawda jest taka, że Robert to bardzo zamknięty człowiek i poza wąskim gronem zaufanych ludzi nikt nie wie, i nigdy się nie dowie, co tkwi w tym człowieku po takim dramacie. I dlatego nie ma sensu się obwiniać za utratę wiary w jego powrót. Ja bardzo bym chciał, żeby mu się udało, i już nie będę gadał głupot, że to już raczej nie nastąpi. Jego siła woli przerosła moją wyobraźnię."

G.W.: Od czego zależy, czy Kubicy się uda?
W.Z.: "Na pewno nie tylko od niego. Jeżeli znów wystartuje, to pod dwoma warunkami. Po pierwsze komuś musi na tym zależeć, bo że chcą tego Polacy i sam Robert, to wciąż za mało. Formuła 1 to gigantyczny biznes i ktoś musi dostrzec, że powrót Kubicy zwiększy zainteresowanie tym sportem, oglądalność, ściągnie więcej reklamodawców. Nikt nie zainwestuje w niego tylko ze szlachetnych pobudek. Ni cholery, ten świat tak nie działa. Jeśli ta ogromna maszyna dostrzeże, że powrót Kubicy może wyprodukować jakieś pieniądze, to w niego zainwestuje. Możliwe też, że wystarczą im same zyski PR-owe, że po prostu będzie o tym głośno."

"Druga sprawa to ogólna sprawność Roberta. Pamiętamy, że po wypadku w Kanadzie z 2007 roku przed powrotem na tor musiał przechodzić wymagające testy sprawnościowe i między innymi pokazać, że potrafi szybko opuścić bolid. Pytanie, jak będzie to wyglądało teraz - czy przeszedłby ten szereg naprawdę trudnych badań."

G.W.: Czy w biznesie, w którym liczą się pieniądze, a nie sentymenty, Robert Kubica ze swoją historią "niemożliwe nie istnieje" jest wart więcej, niż Robert Kubica świetny kierowca F1 sprzed wypadku z 2011 roku? 
W.Z.: "Oczywiście. Świat kocha takie mity, w tym przypadku mit wielkiego wojownika, który wraca po sześciu długich latach. Takiej sytuacji nie było w tym sporcie nigdy i w coś takiego fajnie jest zainwestować. To jest hollywoodzki scenariusz. Idealna historia do sfilmowania. Wypadek, walka o dojście zdrowia, próby startów w rajdach naznaczone problemami z nie do końca sprawną ręką - tam mu zresztą nie mogło się udać, bo one są nie na tę rękę, wystarczył jeden błąd i było po zawodach. A po tym wszystkim powrót do F1. Gdyby to mu się udało, na pewno zostanie bohaterem filmu fabularnego. Jak Niki Lauda."


G.W.: Szef zespołu Renault Cyril Abiteboul powiedział, że Polak dostał możliwość przetestowania bolidu na swoją prośbę a "Enstone jest jak rodzina, lojalna wobec siebie i wobec kierowcy, który wiele przeszedł". I dodał, że ekipa nie ma żadnych planów na przyszłość dotyczących Kubicy. Trudno jednak uwierzyć, że w Renault udostępnili mu auto tylko dlatego, że go lubią.  
W.Z.: "Nie może powiedzieć inaczej. Nie może zdradzić, że jakieś plany są, bo tego Renault zdradzać nie chce. Mnie ciekawi co innego - jak Robert poradziłby sobie w nowym bolidzie F1. W Walencji testował auto z 2012 roku, a te, którymi kierowcy ścigają się obecnie, są inne. Trochę trudniej się je prowadzi. Myślę jednak, że to nie będzie przeszkoda. Najfajniejsze, że Kubica wytrzymał przeciążenia związane z jazdą tak szybkim samochodem. W tych nowych są trochę większe, ale tego też nie uważam za problem."

G.W.: Tor w Walencji to dla Kubicy dobre miejsce do sprawdzenia swoich możliwości i ograniczeń? 
W.Z.: "Dobre. Tor trudny jak cholera i nudny jak flaki z olejem. Usypiający. Ważniejsze od toru są jednak czasy i reakcje organizmu. A jeżeli po tak długiej przerwie Robert przetrzymał 115 okrążeń, to będzie dobrze."

G.W.: A w Monako by sobie poradził? 
W.Z.: "Monako byłoby dla niego trudne z jednego powodu - dużej liczby zakrętów. Ciągle lewo-prawo, lewo-prawo, hamowanie i przyspieszanie, nawroty o prawie 360 stopni. Nie jest to już raczej tor dla niego, ale dałby radę. Może by nie wygrał, natomiast objechać by się nie dał."

G.W.: Czasy lepsze od testowego kierowcy Renault Siergieja Sirotkina o prawie pół sekundy to dobry znak, ale przecież nie myślimy o Kubicy jako o zawodniku, dla którego Rosjanin stanowi punkt odniesienia. 
W.Z.: "Nie, ale od czegoś trzeba zacząć. Robert po takiej przerwie nie ma jeszcze czegoś, co w F1 jest ważne. Takiego "genius loci". Myślę, że obecność na torze nie wyzwala w nim jeszcze tej innej energii psychicznej. A z nią jeździ się inaczej."

G.W.: Jeszcze niedawno Kubica nie był ponoć w stanie prowadzić bolidu F1 ze względu na ograniczoną ruchomość ręki. Co mogło się zmienić?
W.Z.:
"Zgięcie w łokciu. To bardzo istotny element. Organizm potrafi się odbudowywać. A przy tak silnej woli, jaką ma Robert, bardzo prawdopodobne, że mozolnie powtarzane ćwiczenia dały efekt. Jednak zwrot "bardzo prawdopodobne" jest tu kluczowy. Prawdę zna tylko jeden człowiek - sam Kubica. A wydaje mi się, że jej nie ujawni, bo to zamknięty gość, który ma swój świat."

G.W.: Czy poza Renault widzi pan w F1 jakieś inne zespoły, które mogłyby być zainteresowane Kubicą? 
W.Z.: "Ja bym go widział w Ferrari, nawet w roli trzeciego kierowcy."


G.W.: To możliwe? 
W.Z.: "Nie wiem, mówię czego bym sobie życzył. Gdyby nie wypadek, Robert jeździłby w Ferrari. Byłoby mu cholernie trudno, tak jak miał Alonso, którego już w Ferrari nie ma. Ale ja bym go posadził w jednym z tych czerwonych bolidów. Zastąpiłby tam Kimiego Raikkonena, moim zdaniem już bardzo wyeksploatowanego faceta, któremu niespecjalnie zależy. Wtedy Włochy by oszalały, bo tam go uwielbiają i uważają za swojego."

"Pomińmy formalności i kwestie regulaminowe. Jeśli uda się je przejść, to według mnie Robert może jeszcze w tym roku znaleźć miejsce w jakiejś ekipie. Jeśli już puszczamy wodze wyobraźni, to ja widzę jego powrót we wrześniu, na Grand Prix Włoch na Monzy. To byłby dla niego genialny to. A do tego ferraristi by zwariowali."

G.W.: Jak Formuła 1 przyjęłaby Kubicę?
W.Z.: "Na pewno fantastycznie. Będzie euforia, będą go nosić na rękach, przytulać i mówić, że jest ich największym przyjacielem. A jak już zacznie bić ich po tyłkach, przestanie być przyjacielem, a stanie się normalnym konkurentem i to będzie zdrowa sytuacja. Robert ma ten komfort, że po tym co przeszedł wszyscy patrzą na niego z życzliwością, chyba że jakiś łajdak."

G.W.: Wydaje się, że Polak przydałby się Formule 1. Kierowcy, o których można powiedzieć, że mają benzynę zamiast krwi, w ostatnich latach się w tej serii nie pojawili. Takich jak Robert, jakby żywcem wyjętych z lat 70. czy 80., zaczyna brakować.
W.Z.: "Kilku zdolnych jest, ale nie są tak błyskotliwi jak Michael Schumacher czy Ayrton Senna. O Valtterim Bottasie można powiedzieć tyle, że jest dobry. Max Verstappen przypomina mi z kolei naszego żużlowca Bartosza Zmarzlika. Fantastyczny technicznie, ale więcej w nim entuzjazmu, niż spokojnej, mądrej jazdy."

"A Robert jest chyba ostatnim kierowcą, którzy przywodzi na myśl Jamesa Hunta, Jackiego Stewarta, czasy tej starej, siermiężnej F1. On jest pomostem między tamtą epoką, a obecną. Teraz patrzę choćby na Formułę E i mam wrażenie, że niedługo w ogóle nie będzie już spalinowych samochodów. Chciałbym, żeby Kubica wrócił i pokazał się jako facet, który lubi tradycję, zaczepia ją w starej, fajnej przeszłości motoryzacji."
G.W.: Powiedziałby pan, że do powrotu Kubicy potrzebne jest, żeby ktoś zdecydował się w niego zainwestować. Myśli pan, że mogłaby to być polska firma?
W.Z.: "Proszę na to nie liczyć. To nie są pieniądze, które one mogą dźwignąć. Myślę, że nawet Orlen nie dałby rady. A poza tym Formuła 1 ma ogromny historyczny nawis, pełen układów, biznesowych i personalnych powiązań. Bizancjum. Nie tak łatwo wejść tam z zewnątrz. Może to zrobić jakiś bardzo bogaty facet z Indii czy Meksyku, ale bądźmy realistami - Polska nie da rady."

G.W.: Jaki jest pana zdaniem realny scenariusz powrotu Kubicy do F1?
W.Z.: "Powiem o nierealnym, bo realne rzadko kiedy się sprawdzają. Częściej te marzycielskie. Robert dostaje propozycję z Ferrari i wchodzi do zespołu jako trzeci kierowca. Startuje w testach i na treningach, a na Monzę wchodzi jako kierowca wyścigowy."

G.W.: A procentowo, na ile ocenia pan jego szanse?
W.Z.: "Jak ktoś ma głowę wypełnioną marzeniami, to 70 procent. A jak ktoś jest realistą - 10. Jak dla mnie lepiej żyć marzeniami. Mam jednak do wszystkich prośbę, żeby z Kubicą nie było tak, jak teraz z piłkarską kadrą po meczu z Rumunią. Wszyscy mówią, że już jesteśmy na mistrzostwach świata. A to jest sport i jeszcze sprawa może się "rypnąć". Przegramy dwa kolejne mecze i będą nerwy. Tak samo jest tutaj. Testy w Renault to jeszcze nie jest odpowiedź na pytanie "Czy Kubica wróci do F1?". One pokazują tyle, że jest taka możliwość. Trochę pokory wobec tematu i lodu na głowę przyda się nam wszystkim."

źródło: WP Sportowe Fakty